czwartek, 23 września 2010

kalendarzowa


przyszła dzisiaj kalendarzowa
z zapachem nie do opisania
i tylko żal, że nie można poprzez fotografie oddać
zapachów jesieni

przyjaźń




zadzwoniła do mnie przyjaciółka, znamy się od 6 lat. na początku znajomości nasze kontakty były bardzo częste, z biegiem lat i wyboru dróg życia stawały się coraz bardziej rzadkimi. Nie oznaczało to dla nas żadnego końca relacji czy związku, bo przecież przyjaźń to jakiegoś rodzaju związek..., nie spowodowało iż nie wiemy co u siebie słychać, jak zmieniają się nasze priorytety, potrzeby życia, żółkną liście czy spadają kasztany. Mimo widzenia się raz na ruski rok nie robimy sobie awantur, nie złościmy się na siebie, nie negujemy swoich osobowości tylko dlatego, że trudno nam się spotkać... najważniejsze, iż akceptujemy siebie takimi jakimi jesteśmy, rozumiemy potrzeby, dajemy wolną rękę i czas a w nagrodę dostajemy piękny telefon i słowa, że nasza przyjaźń to taka fajna rzecz za którą się dziękuję...

telefon od Anetki natknął mnie do napisania owego posta...,
myślę sobie, że przyjaźń to taka piękna rzecz, która trwa i trwa mimo przeciwności, upadków, rozwoju skrzydeł ich spalania, nowych wzlotów, i tak w kółko...
i wcale nie potrzeba częstych kontaktów, ona sama wie co ma ze sobą zrobić, bo jak się już raz kogoś oswoi to jak w Małym Księciu stwarza się więzy do końca życia a może i dłużej...

podziękowania dla przyjaciół, że po prostu są :)

poniedziałek, 20 września 2010

kolano



prawie dwa lata temu wypadek na nartach spowodował uraz kolana
po raz trzeci po operacji wyszłam ze szpitala i choć przyzwyczajona do bólu mam nadzieję, że na tym koniec...
swoje wycierpiałam a cierpienie oddaje za dusze cierpiące w czyśćcu,
niech wyglądną w końcu z okna niebios....
a ja mam nadzieję powrócić do pełnej sprawności...

w szpitalu była/był/było/były

pani porządkowa mówiąca do siebie
zielone rolety w oknach przepuszczające słoneczną jesienność
chrapanie przenikające ściany
pani Krysia z Limanowej, sąsiadka z prawej
pepsi tańcząca twista
siostry przynoszące uśmiech i radość o poranku
pan Zając ze skrzypiącym balkonikiem podrywający połamane niewiasty
insekt pragnący pozostać anonimowym zgnieciony moją akwamarynową kulą
ksiądz nucący melodie
mierzenie temperatury o 5.20
różnorakie gadżety szpitalne, każdy znajdzie coś dla siebie
telewizor działający wyłącznie na bilon
skromne śniadania, dobre obiady, kolacje o 17stej
wizytacje składające się z 17 lekarzy, pielęgniarzy, stażystów, rehabilitantki, siostry oddziałowej, nie mieszczący się w sali chorych
słonecznikowo pistacjowe korytarzowe światło
90cio letnie pacjentki oczekujące na operacje
i ja obserwująca szpitalną rzeczywistość
...

sobota, 11 września 2010

„cuda”
Aby ją docenili musieli umrzeć jej rodzice
Aby uwierzyła w siebie
Musiała ich pochować
Najpierw ją
Potem jego
Gdy mówiła nam o tym
Serce drżało a głos
Zapadł cicho ku górze

Widzą nas
Trzymajmy się za ręce
Radujmy i wołajmy
Cuda
Cuda
Ach to my



„ból wybawienia”
Miał w sobie dar
Noszenia bólu i cierpienia wymieszanego
Twoim krzykiem goryczy
Miał w sobie dar
Który dostał od Boga
Nie lubił go,
Bo nie znał innego życia
Oprócz znoszenia i brania na siebie cierpienia innych


„skrzydła”
Z pokorą przyjmował to co dane i jedyne mu z anielskich chórów
Był przecież jednym z nich
Cienkim, przeźroczystym
Subtelnie pikantnym
Jasnozielonym aniołem
Tylko skrzydła były zbyt słabe by go unieść

Nawet w boskiej wadze
Czasem przytłacza nas ciężar

„dusza”
Siedział wysoko
A jego dusza na ramieniu wymachiwała i chichotała rozkosznie
Radując się szczęściem i smakiem świeżo koszonej trawy


„dziura”
Nosił się dumnie, barczysta klata, splecione palce
Dłonie pochowane
Uczucia ukryte w zakamarku dziurawych kieszeni
Nosił się dumnie
Aż do momentu rozprucia
Swojego imienia


„coś”
Masz w sobie coś
Czego nie mam ja
Nie wiem co to
Gdybym wiedziała
Nie musiałbym już myśleć
I walczyć
A chce



„może”
Dziś przyszła gdy siedziałam pewnie
Wryta stopami w podłoże
Kiedy przychodzi
Jestem bezwładna
Siadam i pisze
Bo lubię
A ona niech mną porządzi
może







niedziela, 5 września 2010

ramadan



zakończył się czas ramadanu,
podczas 30 dniowego postu od wschodu do zachodu słońca wyznawcy islamu mają zakaz spożywania posiłków, wszelkiego rodzaju picia oraz uprawiania seksu, ortodoskyjni muzułmanie nie przełykają śliny...
normalnie koran odmawiany jest 5 razy dziennie, podczas ramadanu modlitwy trwają bez przerwy podczas dnia z przerwą na przygotowanie posiłku oraz w porach nocnych. mężczyźni modlą się osobno, tak by nie mogli patrzeć na kobiety, ani je dotykać...
życie zaczyna się ok 22 i trwa do 3- 4 nad ranem. świadczone są wówczas różnego rodzaju usługi, kwitnie biznes lokalny.
ramadan to czas skupienia, zajrzenia w głąb siebie a przede wszystkim nauki pokory i współodczuwania z biednymi, według znajomych tunezyjczyków powstał po to by ludzie czuli głód i biedotę i w ten sposób uczyli się empatii..

powyżej zdjęcie modlących się mężczyzn oraz drugiego co do wielkości na świecie meczetu w świętym mieście Islamu Kairouan