sobota, 11 września 2010

„cuda”
Aby ją docenili musieli umrzeć jej rodzice
Aby uwierzyła w siebie
Musiała ich pochować
Najpierw ją
Potem jego
Gdy mówiła nam o tym
Serce drżało a głos
Zapadł cicho ku górze

Widzą nas
Trzymajmy się za ręce
Radujmy i wołajmy
Cuda
Cuda
Ach to my



„ból wybawienia”
Miał w sobie dar
Noszenia bólu i cierpienia wymieszanego
Twoim krzykiem goryczy
Miał w sobie dar
Który dostał od Boga
Nie lubił go,
Bo nie znał innego życia
Oprócz znoszenia i brania na siebie cierpienia innych


„skrzydła”
Z pokorą przyjmował to co dane i jedyne mu z anielskich chórów
Był przecież jednym z nich
Cienkim, przeźroczystym
Subtelnie pikantnym
Jasnozielonym aniołem
Tylko skrzydła były zbyt słabe by go unieść

Nawet w boskiej wadze
Czasem przytłacza nas ciężar

„dusza”
Siedział wysoko
A jego dusza na ramieniu wymachiwała i chichotała rozkosznie
Radując się szczęściem i smakiem świeżo koszonej trawy


„dziura”
Nosił się dumnie, barczysta klata, splecione palce
Dłonie pochowane
Uczucia ukryte w zakamarku dziurawych kieszeni
Nosił się dumnie
Aż do momentu rozprucia
Swojego imienia


„coś”
Masz w sobie coś
Czego nie mam ja
Nie wiem co to
Gdybym wiedziała
Nie musiałbym już myśleć
I walczyć
A chce



„może”
Dziś przyszła gdy siedziałam pewnie
Wryta stopami w podłoże
Kiedy przychodzi
Jestem bezwładna
Siadam i pisze
Bo lubię
A ona niech mną porządzi
może







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz