piątek, 16 kwietnia 2010

6 dni po 10 kwietnia

Jakoś nie idzie mi ostatnio pisanie, wkradła się monotonia i ma potrzebę bycia…
myśli chcąc nie chcąc powracają do tragedii z 10 kwietnia, jutro minie tydzień.
wciąż trudno się pogodzić, mam wrażenie, że zaraz usłyszę, iż kogoś uratowano...
przed oczami obraz rodzin witających swoich bliskich,
w uszach marsz żałobny-
jeszcze 21 ciał, które może będzie można zidentyfikować po kodzie dna...
w ludziach tyle emocji...we mnie tyle emocji...
czytam artykuły, najbardziej wzruszają mnie te mówiące o intymności, bliskich więzach, różnorakich relacjach.
są takie słowa, które wyjątkowo tkwią w mojej pamięci, myślę że nigdy ich nie zapomnę...a jeśli zapomnę, będą tu na moim blogu

"Czego z Moskwy nie zapomni pan Przemek? Mężczyzny, który wyszedł od prokuratora zapłakany i krzyczał, że on zna wszystkie blizny swojej żony i wszystkie jej pierścionki może zidentyfikować, ale mu nie dają, bo mają tylko głowę jego żony, a on chce zobaczyć jej blizny i pierścionki na palcach, bo on je dobrze zna…"

człowiek tracąc kogoś bliskiego chce znać każdy najmniejszy szczegół śmierci, każdy bez wyjątku, choć byłby najbardziej drastyczny ma pragnienie zobaczenia, dotknięcia, usłyszenia tego głosu, który jest niemożliwy do osiągnięcia... znam to dobrze, 4 lata temu straciłam przyjaciółkę i do dziś chcę jechać na skrzyżowanie i zobaczyć miejsce jej odejścia do czystej krainy…, może kiedyś tam polecę, ponoć do dziś palą się znicze…

próbuje wrócić do normalnego stanu życia i im bardziej chce odrzucić myśli o obecnych wydarzeniach, tym bardziej do mnie wracają.
Tak to już jest …, niewygodne dla nas zdarzenia z którymi umysł i serce spotyka się w każdej nanosekundzie życia, musimy przepracować, by nie wracały z dwukrotnym natężeniem i większą siłą…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz